piątek, 2 sierpnia 2013

Dzień piąty

Bukowina Tatrzańska - Muszyna (139,91 km)

Dokładna trasa: Bukowina Tatrzańska - Czorsztyn - Krościenko nad Dunajcem - Łącko - Stary Sącz -Piwniczna - Muszyna

Noc minęła szybko. Ranek przywitał lekkim deszczem, co może dobrze prognozuje na cały dzień. Pierwszy bez upału i słońca przez cały dzień. Fakt, że nocleg miałem tuż na początku Bukowiny, sprawia, że jadąc teraz dalej mam okazję poznać całą miejscowość. Widzę jak powoli budzi się do kolejnego dnia. Samochody dostawcze, pierwsze wizyty w sklepach. Wszystko w powolnym tempie poranka, w strużkach delikatnego kapuśniaczka.

W drodze do Czorsztyna - w oddali Jezioro Czorsztyńskie.
Trasa początkowo wymaga trochę nawigacji. Wszystko po to, aby jak najszybciej i najkrócej dojechać do drogi wiodącej z Nowego Targu do Nowego Sącza. Mapa papierowa jak i GPS właściwie dowożą mnie do celu. Droga jest właściwie łatwa. Jadę z biegiem Dunajca, który po kilkunastu kilometrach wpada do Jeziora Czorsztyńskiego. Obowiązkowo zajeżdżam do Czorsztyna, żeby zdobyć pieczęć ze znajdujących się tam ruin zamku.

W oddali Zamek Czorsztyn.

Trasa z Czorsztyna do Krościenka dalej jest bardzo przyjemna - mimo wciąż padającej mżawki. Cały czas z biegiem rzeki. W mijanych miejscowościach zadziwia mnie fakt, że żyją w nich duże skupiska społeczności romskiej. Widać ich w grupkach, skupionych przy swoich domach dyskutujących głośno, gdy wokół nich bałagan, śmieci i niezbyt przyjemny widok.

Krościenko nad Dunajcem wydaje się bardzo przyjemną miejscowością, choć może trochę zbyt małą jak na miejscowość w pełni turystyczną. Nie ma za to problemu ze zdobyciem pieczęci potwierdzającej w niej moją obecność. Ponadto pracownicy biura informacji są bardzo przyjaźni. Dalsza trasa mimo deszczu również przyjemna. Dojeżdżam w dobrym nastroju do Łącka, które szczyci się mianem owocowej stolicy Polski - ponoć liczba sadów i moce przerobowe miejscowości sprawiły, że otrzymała taki oto tytuł.

W miejscowej Biedronce obiad. Potem jazda dalej. W kierunku Nowego Sącza. Ruch samochodowy dość spory, jednak widać, że większość podąża w kierunku Nowego Sącza. Między innymi duża liczba samochodów ciężarowych ze Słowacji i Rumuni. Szczęśliwie nie muszę jechać w takim ruchu do końca, gdyż dzięki starej drodze do Starego Sącza dojeżdżam do tego miejsca w spokoju. Miejscowość Stary Sącz robi na mnie bardzo dobre wrażenie. Specyficzna zabudowa (domki jednopiętrowe), przytulny rynek i atmosfera bardzo mi odpowiadają. Chyba w przyszłości będę chciał się tam jeszcze raz znaleźć.

Malownicze uliczki Starego Sącza.

Moja wizyta w Starym Sączu nieco się przeciąga ze względu na obfitsze niż wcześniej opady deszczu. Jestem akurat w kościele, gdzie znajduje się czczona z wielką czcią bł. Kinga. (Stary Sącz jest generalnie mocno związany z kultem - w przeszłości często to miejsce odwiedzał błogosławiony Jan Paweł II) Gorsza pogoda nie stanowi więc zbyt dużego problemu. Gdy deszcz ustaje, ruszam w dalszą drogę do Piwnicznej Zdrój. Tutaj jednak mam mniej szczęścia, gdyż kolejny deszcz tym razem mnie dopada. Na piwnicznym rynku chronię się pod drzewem, aby przeczekać deszcz i trochę wyschnąć. Udaje się. Nic jednak nie uchroni mnie przed dalszą drogą. Według mapy wydaje się bardzo malownicza. Wiedzie tuż przy granicy ze Słowacją i przy samym Popradzie. Fakt, że rzeka jest obok to dobry znak - będzie z górki. I tak też jest. Jedzie się dobrze ten ostatni 30 km odcinek. Przed Muszyną, gdzie mamy przełom Popradu, zaczynają się małe podjazdy. Nie stanowią jednak zbyt dużego problemu. Muszyna wita mnie swoim chyba najbardziej rozpoznawalnym w Polsce symbolem - rozlewnią wód Muszynianka.

W dolinie Popradu.
Miasto Muszyna wydaje się być małym, ale przyjemnym. Miałem wcześniej wrażenie, że jest nieco większe. Posiada przecież klub siatkarski znany w całej Europie. Mimo wszystko, to dobry przykład, że wszędzie można zrobić coś dobrego jeśli są właściwi ludzie i chęci. Nocleg w agroturystyce "U Wojaka" bardzo przyjemny. Pierwszy dzień w deszczu za mną. Nie było jednak tak strasznie.

Trasa etapu



Zdjęcia