piątek, 2 sierpnia 2013

Dzień szósty

Muszyna - Komańcza (157,36 km, 8h 58min.)

Dokładna trasa: Muszyna - Krynica - Grybów - Szymbark - Gorlice - Nowy Żmigród - Dukla - Komańcza

Intrygująca jak dla rzeki nazwa.

Po mokrym dniu wczorajszym, dzisiaj pozostała tylko poranna mgła, która przykrywa pobliskie górki. Wyjazd tuż po godz. 7:00. Do Krynicy Zdroju trasa łatwa. Sprawia to, że w rezultacie melduję się tam przed godziną ósmą. Przewidując, że punkt informacji może być jeszcze zamknięty udaję się do Urzędu Miasta w celu zdobycia potwierdzenia. Niestety panie w biurze podawczym odmawiają podbicia mojej książeczki kolarskiej. W całej mojej wyprawie to drugi tego typu przypadek (po policjantach z Głubczyc). Muszę się trochę pokręcić po okolicy o odczekać do godz. 8:00 - wtedy to otwierają biuro PTTK. W nim udaje się zdobyć bardzo pamiątkowe pieczęcie. W Krynicy obowiązkowo zdjęcie przy pomniku Kiepury.


Artysta wpływający na atrakcyjność Krynicy Zdroju.

Wyjazd z Krynicy i dalsza jazda jest nieco pod górkę. Dopiero wjazd na drogę 981 daje nieci wytchnienia - w sumie to kilkunastokilometrowe wytchnienie. We wsi Berest uciekam przed psami, które od gospodarstwa do gospodarstw gonią mnie jak w sztafecie lekkoatletycznej przekazując sobie pałeczkę, czyli obowiązek pogonienia mnie. Prędkość przy zjeździe jest jednak na tyle duża, że z łatwością im uciekam. We Florynce nic sobie nie robię z objazdu (dla samochodów przecież) i dojeżdżam szybko do Grybowa. W urzędzie pocztowym zdobywam potwierdzenie i udaję się w kierunku Gorlic. Jest trochę pod górkę. Po drodze mijam się z samochodami grupy kolarskiej BMC, który tą trasą przemieszczają się z Rzeszowa, gdzie dzień wcześniej finiszował Tour de Pologne, do Katowic, mety kolejnego etapu.

Ładny, gorlicki rynek po odnowieniu dzięki funduszom europejskim.

Dobre wrażenie robi na mnie miejscowość Gorlice, gdzie widać udział funduszy europejskich - ładnie odrestaurowany rynek, położenie centralnej części miasta na wzgórzu. W Gorlicach też, w miejscowej Biedronce czas na obiad. Potem trasa do Dukli, przez Nowy Żmigród. Trasa pofałdowana. W okolicy widać szyby naftowe, co świadczy, że wydobywa się tu to właśnie paliwo. Zmieniły się też znaczenie podjazdy. Góry przybrały inny kształt. Widać różnicę między poszczególnymi pasmami, jakie mamy w Polsce.
Jazda w odmienionej konfiguracji terenu.

Gdy mijam Nowy Żmigród znaczenie wzrasta ruch samochodowy, zwłaszcza ten ciężarowy. Prym wiodą kierowcy z Rumuni i Słowacji. To dla nich główna trasa tranzytowa. W Dukli odwiedzam muzeum historyczne, odpoczywam trochę przed wjazdem w Bieszczady. Jeszce tylko trochę po trasie tranzytowej i wjeżdżam w "zacisze" trasy bieszczadzkiej. Wiele do życzenia pozostawia stan nawierzchni. Wszelkie dziury z lat ubiegłych są zwykle reperowane poprzez zalanie ich plastrem nowego asfaltu nijak dopasowanego do nawierzchni. Jadę wręcz jak po muldach. Taki stan nawierzchni czeka mnie jeszcze przez wiele kilometrów. Trasa długa i nużąca. Pod koniec mam już jej nieco dość. W końcu dojeżdżam do Komańczy, gdzie pierwszą atrakcją jest ładna cerkiew Opieki Matki Boskiej. Potem odnajdują schronisko i odpoczywam po trudach dnia. W schronisku spotykam turystów górskich, którzy też realizują ambitne plany z tym, że ich dotyczą zdobycia korony gór polskich. Jutro przejazd przez Bieszczady. Może być ciężko. No i ten asfalt.

Cerkiew Opieki Matki Boskiej w Komańczy.
Trasa:


Zdjęcia: