czwartek, 8 sierpnia 2013

Dzień dziesiąty

Hrubieszów - Włodawa (150,77 km, 7h 30min.)

Dokładna trasa: Hrubieszów - Zosin - Horodło - Dorohusk - Wola Uhruska - Sobibór - Włodawa

Wyjazd rano po godzinie 7. Nocleg był zlokalizowany na początku miejscowości od strony mojego do niej wjazdu. Kominiarz zamyka za mną drzwi wejściowe do schroniska młodzieżowego, ja zostawiam klucz od pokoju w umówionym miejscu. Za nieduże pieniądze miałem całkiem przyzwoity nocleg, który pozwolił mi na właściwe zregenerowanie sił. Zwiedzam na początek Hrubieszów, gdyż nie zrobiłem tego dzień wcześniej. Na uwagę zasługuje rynek, w okolicach którego znajdują się dwie budowle o przeznaczeniu kościelnym: cerkiew oraz kościół Rzymsko-katolicki. Jestem świadkiem mszy, podczas której ksiądz w dosadnych słowach przemawia do mieszkańców na temat pijaństwa. Kazanie zupełnie inne od tych, do jakich jestem przyzwyczajony. Widocznie w tej części Polski, jest trochę inaczej.

Cerkiew Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny w Hrubieszowie.


Następnie ruszam w stronę granicy polsko-ukraińskiej (kolejnej), do miejscowości Zosin. Jazda jest bardzo przyjemna. Problemem jest potwierdzenie. Na wszelki wypadek robię zdjęcie pod tablica oznaczającą początek miejscowości. Na posterunku straży granicznej robią co mogą, aby mi pomóc w problemie. W końcu (dzięki bardzo dużej życzliwości pograniczników) udaje mi się zdobyć pieczątkę od celników. Chyba jako jeden z nielicznych mam pieczątkę o takiej treści z tego miejsca. W miejscowości Zosin trafiam na drogę wojewódzką o numerze 816, która będzie mnie następnie prowadzić przez 166 kilometrów, aż do Terespola, tuż przy wschodniej granicy kraju. Po drodze mijam historyczną miejscowość Horodło (Unia w Horodle), gdzie przez pomyłkę jadę w złym kierunku. Pomyłka kosztuje mnie trochę czasu i kilometrów. Ale w końcu dojeżdżam do 816 w Dubience. Tutaj czas na obiad. Warto wspomnieć, że po drodze chwilę wcześniej jadę obok miejscowości Józefów, o którą pytał mnie wczoraj kominiarz, że niby to ja rzekomo pomagałem mu z GPS jak się tam dostać przez las. Zbieg okoliczności?

Horodło - miejscowy kościół św. Mikołaja Cudotwórcy.

Potem droga do Dorohuska - kolejnego znanego mi przejścia granicznego z Ukrainą. Przed Dorohuskiem widoczny jest większy ruch na drodze, również ten ciężarowy. Przy samej trasie granicznej widać kolejkę tirów. Można o tym usłyszeć w wiadomościach ogólnopolskich, gdzie mówi się jak długo kierowcy czekają na poszczególnych przejściach granicznych. W samym Dorohusku zdobywam pieczątkę od sołtysowej. Jedyna taka podczas mojego wyjazdu. Dostaję także wskazówki dotyczące Woli Uhruskiej, czyli kolejnej miejscowości na trasie skąd muszę mieć potwierdzenie. Słynie ona z wielu gospodarstw agroturystycznych. Cały czas jazda przebiega w idealnej pogodzie - słońce, wysoka temperatura. Może trochę za wysoka. Po drodze mijam innych rowerzystów, turystów. Z założenia pozdrawiamy się przez podniesienie ręki.

Droga do Sobiboru.

Dojeżdżam w ten sposób do terenów leśnych, które otaczają miejscowość Sobibór. Głośno o tej miejscowości z filmu opisującego słynną ucieczkę z nazistowskiego obozu koncentracyjnego. W miejscowości jest muzeum, nie jadę jednak do niego, gdyż muszę być wcześniej we Włodawie. Prosił o to dyrektor szkolnego schroniska, gdzie będę nocował. Potwierdzenie z Sobiboru jest zwyczajną pieczątką zdobytą w sklepie. Ruszam w dalszą drogę do Włodawy. Gdy docieram do miejscowości Orchówek, jadę w kierunku granicy, aby dotrzeć do kolejnego trójstyku. Wskazówki mam od spotkanych wcześniej pograniczników. Trafiam na polną drogę, która wydaje mi się niewłaściwą i po chwili zawracam. Czas nagli, muszę być za 10 minut we Włodawie. Wrócę tu jutro.

Pomysł artysty na przedstawienie wielokulturowości Włodawy.

Do Włodawy właściwie wpadam. Ze wskazówek podanych mi przez telefon wiem, że muszę kierować się za cmentarz, skręcić w prawo i pierwszą w lewo. Tak dojadę do zespołu szkół. Trafiam, choć raz jeszcze szukam potwierdzenia u przechodnia. Dyrektor czeka. Wydaje mi pościel, pokazuje pokój. Dobry tani nocleg w kolejnym schronisku szkolnym. Dobry wybór na dalsze podróże rowerowe i etapy rajdu. Po zakwaterowaniu udaję się na miasto, aby trochę je zwiedzić. Ponadto warto w niedzielę zjeść normalny posiłek. Trafiam na pyszne placki ziemniaczane. Czego więcej chcieć. Po powrocie do schroniska - jestem jedynym gościem - uzupełniam dziennik podróży i zasypiam. To był dobry dzień.

Trasa



Zdjęcia