czwartek, 8 sierpnia 2013

Dzień dziewiąty

Oleszyce - Hrubieszów (160,03 km, 8h 19min.)

Dokładna trasa: Oleszyce - Lubaczów - Horyniec Zdrój - Płazów - Bełżec - Tarnoszyn - Witków - Hrubieszów

Na początek przejazd kilkukilometrowy do Lubaczowa. Miasteczko robi bardzo dobre wrażenie. Schludnie, czysto, budynki odnowione i co najważniejsze jest Lidl, gdzie zaopatruję się na kolejne kilometry jazdy. Odwiedzam lubaczowski rynek, lokalne kościoły i ruszam w dalszą drogę do Horyńca Zdroju. Po drodze mijam duże gospodarstwa rolne (na wzór dawnych PGR-ów). W jednej z miejscowości jestem świadkiem przygotowań do lokalnego festynu. Przygotowano dużą połać pola, ustawiono ławki, namioty oraz zapewniono parking samochodowy i odpowiednie zaplecze sanitarne.

Rynek w Lubaczowie

Droga trochę się dłuży, jednak w końcu dojeżdżam do Horyńca Zdroju. Dlaczego miejscowość zdrojowa - odpowiedzią na to pytanie niech będzie fakt, że w miejscowości tej mieści się jeden z kilku obecnych w Polsce ośrodków rehabilitacji dla rolników prowadzony przez KRUS. W ślad za tym idzie odpowiednia klientela. Zwiedzam miejscowość, zdobywam potwierdzenie obecności. Spotykam kilku sympatyków turystyki rowerowej. Jeden z nich objeżdża Polskę jak najbliżej jej granic, kolejny podaje mi ważne wskazówki dotyczące dojazdu do Płazowa. W drodze tam muszę przejechać skrótem przez las, gdzie droga pozostawia wiele do życzenia. Jak powiedział on sam, samochodem nigdy by się tam nie wybrał. Wjeżdżając na tą drogę od razu zauważam dlaczego. Wyboje, dziury, ubytki w asfalcie - droga, którą jak widzę pokonują tylko samochody terenowe.

Horyniecki kościół.

Dzięki wskazówkom, GPS-owi bezpiecznie i bez problemów dojeżdżam do Płazowa. W lokalnym bez problemu dostaję potwierdzenie po czym ruszam w kierunku do Bełżca. Miejscowość ta do tej pory niewiele mi mówiła. Od tej pory zapamiętam ją na stałe. Mieści się w niej muzeum poświęcone pomordowanym tu w czasie Drugiej Wojny Światowej Żydom. Muzeum robi ogromne wrażenie. Powiem tylko tyle, że pomysłodawcy utworzenia muzeum w takiej formie, Panu Przewoźnikowi należą się duże słowa uznania.

Muzeum Pomnik dla tysięcy pomordowanych przez Niemców.

Dalej jadę kilka kilometrów trasą krajową prowadzącą do granicy polsko-ukraińskiej. Ruch spory, lecz mogę jechać asfaltowym poboczem. W pewnym miejscu zjeżdżam z trasy głównej i kieruję się na Tarnoszyn. Jakość dróg diametralnie się pogarsza. Przypominają mi się drogi z Bieszczad. Ponadto, zostały one tak wytyczone, że charakteryzuje je strzelistość. Długie proste odcinki do pokonania stają się nużące. Dodatkowo z odkrytych pół wieje wiatr, który wcale nie pomaga. Na polach widać akcję żniwa. Miejscowości, które mijam mają charakter rolniczy. W Tarnoszynie nie udaje mi się zdobyć potwierdzenia, więc musi wystarczyć za nie moje zdjęcie na tle tablicy z nazwą miejscowości. Jak się potem okaże podobnie będzie w Witkowie. Szkoda, że trafiłem na sołtysa, którego dom mijałem o drodze. Widocznie akcja żniwa zatrzymała go w polu. Z Witkowa już tylko trochę ponad 20 km do Hrubieszowa, gdzie mam nocować w schronisku młodzieżowym. Gdy dojeżdżam na miejsce, dzwonię do kierownika. Ten przyjeżdża i kwateruje mnie. Jak się okazuje, oprócz mnie w tym samym schronisku nocuje też kominiarz, który pracuje w okolicy a w rzeczywistości pochodzi z Lublina. Mówi, że chyba mnie widział na trasie i pytał o drogę. Ja takiego spotkania sobie nie przypominam. Pomylił mnie z kimś innym.


Jak się nie ma potwierdzenia, to się ma zdjęcie.

Po prysznicu czas na zakupy w pobliskim Kauflandzie. Dobrze, że ten sklep był w pobliżu. Niczego poza dobrym snem nie potrzebowałem teraz.

Trasa



Zdjęcia